Ogłoszenie

Chcesz zarejestrować się? - Zgłoś chęć udziału w wątku „Do administratora Od administratora”


#1 2009-08-15 10:10:25

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

O internautach i o internecie w prasie

Chamstwo hula w internecie

Jacek Żakowski

Z internetowym chamstwem trzeba walczyć tak jak ze stadionowym kibolstwem - pisze Jacek Żakowski poruszony sprawą Doroty Świeniewicz. I proponuje: Porozumienie wielkich koncernów posiadających największe polskie portale mogłoby radykalnie zmienić sytuację

Przepraszam Dorotę Świeniewicz za chamstwo, na którego bezkarne ataki naraził ją świat mediów. Bo czuję się jego częścią. Rozumiem, że wielka siatkarka, której wszyscy zawdzięczamy chwile zbiorowej dumy, radości i wzruszeń, nie ma ochoty reprezentować kraju, w którym naturalne stało się lżenie jej w internetowej przestrzeni stworzonej, zarządzanej i udostępnianej prostakom przez najpoważniejszych polskich nadawców i wydawców.
Dorota Świeniewicz nie załamała się przecież dlatego, że ktoś pisał o niej coś nieprzyjemnego w wychodkach albo na płotach. Nie działała pod wpływem wpisu zamieszczonego w jednym z niezliczonych i nieliczących się internetowych rezerwatów szaleństwa. Obrażano i poniżano ją na internetowych forach stanowiących część wielkich medialnych biznesów. Podobnie jak wiele innych osób obrażano ją za przyzwoleniem portali, których właścicielom zabrakło czegoś, co skłania do rezygnacji z zysków lub do poniesienia dodatkowych wydatków w imię innych wartości.

Nie słyszałem, żeby wcześniej ktokolwiek zareagował tak jak Dorota Świeniewicz. Ale kiedy ją zobaczyłem odczytującą list pożegnalny, pomyślałem, że wiele bezkarnie i bez specjalnego powodu moralnie dręczonych w internecie osób miało prawo zareagować podobnie. Bo w trakcie ostatniej dekady w Polsce na mocy dość powszechnego konsensu najważniejsza już teraz i mająca najjaśniejszą przyszłość strefa publicznej debaty, jaką jest internet, została oddana na pastwę nieokrzesanego prostactwa, co w praktyce uniemożliwia normalną wymianę informacji i myśli.

Przepraszam Dorotę Świeniewicz za chamstwo, na którego bezkarne ataki naraził ją świat mediów. Bo czuję się jego częścią. Rozumiem, że wielka siatkarka, której wszyscy zawdzięczamy chwile zbiorowej dumy, radości i wzruszeń, nie ma ochoty reprezentować kraju, w którym naturalne stało się lżenie jej w internetowej przestrzeni stworzonej, zarządzanej i udostępnianej prostakom przez najpoważniejszych polskich nadawców i wydawców.


Dorota Świeniewicz nie załamała się przecież dlatego, że ktoś pisał o niej coś nieprzyjemnego w wychodkach albo na płotach. Nie działała pod wpływem wpisu zamieszczonego w jednym z niezliczonych i nieliczących się internetowych rezerwatów szaleństwa. Obrażano i poniżano ją na internetowych forach stanowiących część wielkich medialnych biznesów. Podobnie jak wiele innych osób obrażano ją za przyzwoleniem portali, których właścicielom zabrakło czegoś, co skłania do rezygnacji z zysków lub do poniesienia dodatkowych wydatków w imię innych wartości.

Nie słyszałem, żeby wcześniej ktokolwiek zareagował tak jak Dorota Świeniewicz. Ale kiedy ją zobaczyłem odczytującą list pożegnalny, pomyślałem, że wiele bezkarnie i bez specjalnego powodu moralnie dręczonych w internecie osób miało prawo zareagować podobnie. Bo w trakcie ostatniej dekady w Polsce na mocy dość powszechnego konsensu najważniejsza już teraz i mająca najjaśniejszą przyszłość strefa publicznej debaty, jaką jest internet, została oddana na pastwę nieokrzesanego prostactwa, co w praktyce uniemożliwia normalną wymianę informacji i myśli.

Chamstwo w internecie istnieje, ale wbrew temu, co pisze Jacek Żakowski, nie osiąga "skali, której z niczym nie da się porównać". I można radzić sobie z nim metodami lepszymi niż cenzura i ograniczanie dostępu - piszą w komentarzu Michał Olszewski i Paweł Wujec


Polska debata jest chora

Bardzo chora. Najgroźniejszym nośnikiem tej choroby stał się, niestety, internet. Medium, które w wielu krajach zdemokratyzowało debatę, odbudowując pluralizm i ożywiając więdnącą demokrację.

Spory udział mają w tym, niestety, największe portale będące zwykle własnością najpotężniejszych mediów. Instytucje, które w większości rozwiniętych krajów stały się ważnym źródłem informacji, w Polsce są często kloaką mającą duży udział w degenerowaniu debaty publicznej i kultury współżycia.

Rezygnacja Doroty Świeniewicz z reprezentowania Polski to tylko niewielka część ceny, jaką za to płacimy. Bo przecież na co dzień zamiast w internecie wymieniać argumenty - wymieniamy obelgi. Zamiast się nawzajem przekonywać - nawzajem się obrażamy. Zamiast dzielić się wiedzą i przemyśleniami - dzielimy społeczeństwo murami pogardy i złości.

To prawda, że polski internet chory na agresję i chamstwo jest tylko częścią większego polskiego problemu. Polscy politycy bez wstydu przyznają przecież, że debatowania uczą się od Goebbelsa i Schopenhauera. Dziennikarze bez wstydu uciekają od meritum w plotki albo powtarzają rozpowszechniane przez lobbystów głupstwa. Media zamiast na problemach skupiają się na osobach. Beztreściowa agresja zajmuje miejsce ważenia argumentów. To się dzieje w prasie, radiu i telewizji.

Ale w internecie ta polska choroba osiągnęła skalę, której z niczym nie da się porównać. Bo internetową debatą na tematy społeczne, gospodarcze, polityczne i obyczajowe zawładnęła nieliczna, ale bardzo aktywna grupa chamów, debili, idiotów, nieuków i pospolitych nieokrzesanych głupków.


Chamstwo i prostactwo jest stare jak świat. Niedawny raport "Polityki" dobrze jednak pokazał, że dominacja chamstwa, agresji i prostactwa w najważniejszej publicznej przestrzeni, jaką stał się internet, jest zjawiskiem, które radykalnie odróżnia nie tylko nowe czasy od starych, ale też Polskę od cywilizowanych krajów. Idiotyzmy, na których wypisywanie stosunkowo nieliczna grupa troglodytów uzyskała powszechne przyzwolenie, i prostacka agresja, którą się posługuje, nigdy nie znajdowały miejsca w żadnym choć trochę szanującym się tradycyjnym medium. Nie tylko Turowicz czy Giedroyc, ale żaden szanujący się redaktor, wydawca ani nadawca nigdy takiego paskudztwa u siebie nie pozwolił drukować czy nadawać, chociaż w listach czy telefonach zawsze obficie płynęło ono do redakcji.

Szanuj się i trać

Szanującym się nadawcom, wydawcom i redaktorom nie przychodziło do głowy drukowanie czy nadawanie paskudztwa nie tylko dlatego, że odebrałoby im to jakąś część odbiorców (choć w zamian pewnie przysporzyłoby nowych), ale głównie dlatego, że sami się nim brzydzili. Jeszcze dziś żadne szanujące się pismo nie publikuje takich wypowiedzi swoich czytelników, jakie dominują w dyskusji na internetowych stronach poważnych drukowanych mediów. I żadna szanująca się stacja radiowa ani telewizyjna nie zapraszała osób, z których ust leje się paskudztwo, jakie dominuje na internetowych stronach tych stacji. Takiego paskudztwa większość szanujących się mediów nie zamieściłaby w swoich macierzystych wydaniach nawet w formie płatnego ogłoszenia. Polskie szanujące się media nie zamieszczają nawet oględnie formułowanych ogłoszeń towarzyskich, choć sporo na tym tracą. A gdyby ktoś wymalował takie paskudztwo na naszym domu lub płocie, większość z nas by je zamalowała, nie czekając, aż poprosi o to pokrzywdzony albo dzielnicowy. Bo większość z nas ma poczucie przyzwoitości, wstydu, sprawiedliwości i odpowiedzialności za przestrzeń, która do nas należy lub którą zarządzamy.

Można się zastanawiać, jak to właściwie się stało, że w polskim internecie powszechnie uznane zasady prowadzenia rozmowy i publicznej debaty, wstyd, a nawet poczucie przyzwoitości tak dramatycznie przegrały z prostacką, agresywną i chamską mniejszością. Żadna odpowiedź na tak postawione pytanie nie sprawi jednak, że destrukcyjne chamstwo przestanie być destrukcyjnym chamstwem, ani nie uchyli odpowiedzialności właścicieli, szefów i redaktorów portali czy stron internetowych, na których patologia się szerzy.

To można zwalczać


Kiedy domagamy się przestrzegania na internetowych forach standardów cywilizowanej debaty, słyszymy zwykle, że to jest niemożliwe. Po pierwsze dlatego, że internet jest podobno z natury wolną od cenzury krainą spontaniczności. Po drugie dlatego, że podobno nie da się technicznie kontrolować bezliku spontanicznych wpisów. Po trzecie dlatego, że podobno eliminacja chamstwa i prostactwa zniechęciłaby chamów i prostaków do korzystania z portali czy stron przestrzegających zasad kulturalnej rozmowy i naraziłaby właścicieli na straty. Żaden z tych argumentów mnie nie przekonuje.

Po pierwsze , tradycyjne media (prasa, radio i telewizja) też przecież są wolne od cenzury. A jednak nie każda redakcja wydrukuje czy wyemituje każdy głos czytelnika. Przestrzeganie standardów redakcyjnych oczywiście ma swoją cenę, ale na ogół jesteśmy chyba zgodni, że świat nie byłby lepszy, gdyby "Gazeta Wyborcza" obok esejów Michnika drukowała na przykład teksty młodego Farfała, listy neonazistowskich karków lub grubiańskie uwagi na temat czyjegoś cellulitu czy zmarszczek. Nawet w TVP Farfała trudno sobie wyobrazić nie tylko otwartą prezentację młodofarfałowych poglądów, ale też zapraszanie gości grubiańsko komentujących wiek czy cellulit prowadzącej lub zmarszczki posłanek. Nie wiem, dlaczego w internecie ma być oczywiste to, co w tradycyjnych mediach powszechnie uznane jest za niedopuszczalne. Nie rozumiem, dlaczego pod hasłem wolności mamy tworzyć wirtualną krainę dzikości.

Po drugie , brak kontroli nie wynika z konieczności, ale z dokonanego wyboru. Można przecież sobie wyobrazić program radiowy czy telewizyjny, w którym każdy, kto chce, może się wypowiadać, jak mu się podoba. Ale takich programów nie ma. Nawet w najbardziej otwartej formule zawsze jest jakiś dziennikarz, który w razie potrzeby skoryguje, zmityguje, przerwie erupcję chamstwa albo kłamstwa. Ktoś jednak jest odpowiedzialny za to, co idzie w eter. A w internecie jakoś się utarło, że nikt nie odpowiada za wpisy pod tekstami. Na większości portali każdy może napisać, co chce. Chyba że automat wyłapie zakazane słowa albo czytelnik zgłosi wpis do usunięcia. Zwykle żaden redaktor nie czyta postów przed ich zamieszczeniem, chociaż taka kontrola jest technicznie łatwiejsza niż w radiu czy telewizji. Właściciele, szefowie i redaktorzy mediów internetowych nie czują się odpowiedzialni za głosy czytelników, które publikują.

Po trzecie , nie uważam, by cokolwiek usprawiedliwiało to, że każde kliknięcie to jakiś ułamek grosika w cenie reklam i wartości portalu. Nie sądzę też, by należało przyjmować za usprawiedliwienie to, że egzekwowanie zasad wymaga zatrudnienia osób zajmujących się kwalifikowaniem głosów do publikacji. Plugastwo jest takim samym plugastwem bez względu na to, czy się komuś podoba, czy też godzi się na nie z oszczędności albo w poszukiwaniu zysku. Człowiek, który nie umie uczciwie prowadzić interesu, powinien się z niego wycofać. Kropka. Gdy się nie wycofuje - ponosi odpowiedzialność. Jeśli właściciel lub szef portalu czy strony nie jest w stanie zorganizować albo sfinansować nadzoru zapewniającego przestrzeganie standardów, powinien zamknąć portal albo stronę. I tyle.

Walczmy z tym razem

Internet nie jest pierwszą sferą publiczną zawładniętą przez dzikość i chamstwo. To się może zdarzyć, ale trzeba z tym walczyć. Niedawno powszechny był pogląd, że polskie stadiony muszą być domeną chamów i bandytów. Wstrząs wywołany nożem w głowie Dino Baggio sprawił, że przestaliśmy się na to godzić. Zmieniliśmy prawo.


Kluby dużo pieniędzy zainwestowały w bezpieczeństwo i sytuacja zaczęła się poprawiać. Za kilka lat polskie stadiony mogą być równie bezpieczne jak niemieckie czy amerykańskie. Myślę, że sprawa Doroty Świeniewicz powinna sprawić, by podobny proces ruszył w internecie. W wirtualu jest to łatwiejsze niż w realu. Bo jego lwią część kontroluje kilka wielkich koncernów posiadających największe portale wraz z przyległościami. Ich porozumienie mogłoby radykalnie zmienić sytuację i stworzyć przestrzeń sensownej debaty dla cywilizowanej większości. Gdy coraz więcej reklamowych pieniędzy płynie do internetu i gdy generuje on coraz większe zyski, koszty nadzoru przestają usprawiedliwiać tolerowanie prostactwa.

Jakoś tak się stało, że przy biernej postawie kilku wielkich firm szczególnie istotna dla debaty publicznej część polskiego internetu przerodziła się w krainę chamstwa. Teraz z inicjatywy i wysiłkiem największych internetowych graczy powinien się pod względem standardów zbliżyć do europejskiej normy. Internet jest medium przyszłości. W dającej się przewidzieć przyszłości to w wirtualnej przestrzeni będzie się rozgrywała zasadnicza część debaty publicznej określającej kształt polskiej polityki, kultury, gospodarki, relacji międzyludzkich. Jeśli nie chcemy, by Polska stała się europejską enklawą ciemnoty i chamstwa, musimy się przeciwstawić dziczeniu polskiego internetu. Inaczej nasze życie publiczne może się stoczyć tak nisko jak nasza piłka. To nie chamstwo jest winne temu, co stało się z Dorotą Świeniewicz, ale tolerancja dla chamstwa.


Leopold Unger:

Poniedziałkowa "Gazeta" poświęciła dwie strony o pladze chamstwa w internecie. Dziwnym trafem mój wtorkowy felieton, pisany jak zwykle w niedzielę, jest prawie na ten sam temat.

Traf chyba nie dziwny. Nieraz się nad anonimami w internecie zastanawiałem, ale bez skutku. Wiadomo wszak, jak powiedział Aleksander Dumas, że wielką zaletą anonimów jest to, iż nie trzeba na nie odpowiadać.

Wczorajsza "Gazeta" pisze jednak, że warto. Ma rację. Popełniłem niedawno wakacyjny żart - napisałem felieton ("Gazeta", 22 czerwca) "Sztuka i politycy" o malarskiej pasji polityków, m.in. Hitlera, Churchilla i Putina. 24 czerwca o godz. 9.31 odezwał się pan nikola_piterski2. Elegancko napisał: "Komu do czego, a wszywemu do bani. Tak i Ungier na różny temat zalewa jadem Putina w swoich głupich felietonach".

Sprawdziłem, czy zalewam Putina jadem. Nie zalewam ani jadem, ani niczym innym. W ostatnich kilkunastu felietonach przed "Sztuką i politykami", to znaczy przez kilka miesięcy, było o Liście 21, o twitterze, o Polsce, Kubie, Niemcach, Genewie, Brukseli, ONZ, Sudanie, Wallenbergu, Davos etc., ale nie było o Putinie. I nie będzie o piterskim. Czort z nim. Mam dwie uwagi bardziej ogólnej natury.

Pierwsza, lekko psychologiczna. Jak wynika z mojej praktyki nie tylko w "Gazecie", moja krytyka czy nawet kpina z polityki i polityka na ogół zagranicznego poza normalną dozą anonimowych obelg w internecie wywołuje także, zwłaszcza jeżeli chodzi o Rosję, natychmiastową, jak u piterskiego, reakcję obronną o charakterze "patriotycznym". Chodzi tu chyba o jakiś, jak sądzę, niczym nieuzasadniony syndrom twierdzy, nadwrażliwość, przerost nacjonalizmu, bardzo źle pojmowany patriotyzm, no i naturalnie zupełny brak poczucia humoru. Jak pisał Kapuściński, to taka sowiecka niemożność uśmiechu.

Ale jeżeli naruszam zasadę Dumasa, to - po drugie - z namysłu nad zjawiskiem anonimu w ogóle. Zadałem sobie nieco nieprzyjemnego trudu i przejrzałem niektóre anonimowe reakcje czytelników. Bywają - choć bardzo rzadko - pożyteczne, komentujące w rzeczowy sposób meritum felietonu. Tylko że wtedy nie rozumiem, dlaczego są anonimowe. Podpisane, w liście do autora, pozwoliłyby na poważną rozmowę. Dobry przykład to list Katarzyny Fąfary "Ślepi na Iran" ("Gazeta", 23 lipca).

Pomijam dno, jak ataki antysemickie czy kpiące ze starości albo - to nowość - oba te elementy razem w stylu pan starszy jarmułkowy (to o mnie). Reszta, ogromna większość, zdradza ukrytą za murem bezkarności potrzebę wyładowania w możliwie najbardziej chamskich słowach irracjonalnej złości i zemsty. Posługuje się anonimem jako instrumentem pozwalającym na załatwienie, bez żadnego ryzyka, wszystkich porachunków, na ogół z sobą samym.

Fermentem takich postów, zatrutych, przypominających dobrze nam znane "normalne", ale teraz na szczęście raczej bezradne donosy, jest z reguły nienawiść, rasizm oraz - chyba najczęściej - najbardziej rozpowszechniona cecha ludzkiego charakteru, to znaczy zawiść.

Zawiść idąca z postępem. Anonim bowiem dostosowuje się do warunków. Internet to jego szansa, najlepszy sposób na uniwersalne wyładowanie żółci. Ktoś zauważył, że anonim to także afrodyzjak.

To nie byłoby najgorsze. Bo prawdziwą tajemnicę anonimu odkrył już dawno Oscar Wilde. Człowiek szczery, powiedział, nie jest zupełnie sobą, ale wystarczy dać mu maskę i powie prawdę. A ja dodam: także, a raczej przede wszystkim, o sobie.


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 

#2 2009-08-15 10:16:00

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

Re: O internautach i o internecie w prasie

Cenzura nie łagodzi obyczajów w internecie

Michał Olszewski, Paweł Wujec

Chamstwo w internecie istnieje, ale wbrew temu, co pisze Jacek Żakowski, nie osiąga "skali, której z niczym nie da się porównać". I można radzić sobie z nim metodami lepszymi niż cenzura i ograniczanie dostępu

1.

Polski internet jest "chory na agresję i chamstwo", twierdzi Żakowski, powtarzając słowa "cham" i "chamstwo" 18-krotnie - ale nie podając żadnych danych.

Na początek przywróćmy więc sprawom właściwy wymiar.

W internecie w ogóle publikuje się Niewyobrażalnie Wiele Treści. Tylko na Naszej Klasie dodawanych jest blisko 1 mln zdjęć dziennie i kilka milionów komentarzy do zdjęć i profili. Liczba komentarzy do artykułów i opinii na forach internetowych portali i wortali, wpisów na tysiącach forów niezależnych, blogach, mikroblogach i fotoblogach - to kolejnych kilka milionów dziennie. Dużo.

Wśród wszystkich wypowiedzi te wulgarne stanowią ułamek procentu, choć siłą rzeczy jest to całkiem sporo (Google zwraca blisko milion stron na zapytanie "chuj"). Wśród zdjęć zdarzają się takie naprawdę świńskie; wśród komentarzy pod tekstami - chamskie przytyki.

Sieć jest taka, jak ludzie, którzy z niej korzystają.

Ale trzeba znać internet wyjątkowo słabo, by twierdzić że jest ZDOMINOWANY przez "chamstwo, agresję i prostactwo". Najwięcej czasu polscy internauci spędzają na Naszej Klasie (łącznie 103 mln godzin miesięcznie). Czy to kraina chamów i prostaków?

Publicystę "Polityki" najbardziej bulwersują komentarze do wiadomości na wielkich portalach. Ale świat polskiego internauty nie kręci się wokół politycznych newsów. Na serwisach informacyjnych portali internauci spędzają łącznie 11 mln godzin miesięcznie (to nieco ponad 1 procent całej ich sieciowej aktywności). O połowę dłużej siedzą na stronach porno. Czy to powód, by uznać, że polskim internetem zawładnęli zboczeńcy?

2.

Nieprawdą jest, że standardy w polskim internecie różnią się diametralnie od światowych. Że tam wersal i pełna kultura, a u nas kloaka.


W serwisie YouTube (największy portal wideo na świecie) w czwartkowy wieczór najpopularniejszym newsem była informacja o zatwierdzeniu Soni Sotomayor na sędzię sądu najwyższego. Pierwszy komentarz pod filmem brzmiał: "i hope she gets cancer and dies quickly, she is just too fucking ugly to be on the court. as obese as she is, , i see a stroke in her near future. just what we needed, a fucking idiot puerto rican".

Podobne wpisy nietrudno znaleźć na Yahoo, Facebooku, Twitterze, Myspace i innych wielkich serwisach zagranicznych.

Owszem, nie ma chamskich komentarzy na stronach niektórych gazet, np. "New York Timesa", ale to dlatego, że tam niemal w ogóle nie prowadzi się dyskusji z użytkownikami. M.in. z tego powodu gazety w sieci mają tak marginalne znaczenie. Internauci rzadko przywiązują się do stron, gdzie mają tylko słuchać, a nie mogą nic powiedzieć.


Prezentowana przez Żakowskiego analogia - że internetowe komentarze to odpowiednik drukowanych przez gazety listów od czytelników - jest mylna. Forum dyskusyjne nie jest jedną z wielu rubryk w gazecie, podlegającą redaktorowi naczelnemu. To osobny, kształtowany przez jego uczestników byt. Czy kiedykolwiek Anglikom przyszło do głowy obciążać królową odpowiedzialnością za słowa wypowiadane w należącym do niej Hyde Parku?

3.

Nieprawdą jest również, że właściciele i twórcy stron internetowych biernie przyglądają się, jak zalewa nas szambo wulgaryzmów. Wbrew temu, co pisze Żakowski, chamstwo pogarsza - a nie poprawia - biznes, bo odstrasza ludzi przyzwoitych i obniża jakość dyskusji. Trzeba z nim w sposób rozsądny walczyć. I to robimy.


Na przykład forum Gazeta.pl (40 tysięcy postów dziennie) jest systemem samoregulującym się, z ogromną pomocą samych użytkowników. Każdy może w łatwy sposób zgłosić do skasowania wpis, który mu się nie podoba. Każde takie zgłoszenie jest przeglądane przez administratorów forum. Mamy także kilkuset administratorów społecznych: mają uprawnienia do usuwania wpisów i działają jak białe krwinki, które likwidują agresję w zarodku.

Forumowiczom, których za bardzo poniosło, każemy ochłonąć i zakazujemy pisania na kilka dni. Recydywistów przeganiamy na dobre (choć zdarza im się wracać pod innym nickiem). Codziennie kasowanych jest do 3 proc. postów, z czego większość to spam i reklamy (tekstów chamskich, wydaje się, z roku na rok jest coraz mniej).

Nie jest to system doskonały - co ciekawe, większość skarg na opiekunów forum dotyczy ich rzekomej nadgorliwości, a nie tolerancji dla chamstwa - ale z roku na rok skuteczniejszy.

Poza tym: forum Gazeta.pl składa się z 10 tysięcy forów, a korzysta z nich ponad 3 mln użytkowników miesięcznie. Ma więc wielkość metropolii. Jak w każdym wielkim mieście, i na nim są lepsze i gorsze ulice. Na forach politycznych agresji jest i będzie więcej niż - powiedzmy - na tych o ogródkach. To odpowiednik "trójkąta bermudzkiego", można oberwać. Komu nie odpowiadają panujące tam zwyczaje i polityka moderatorów, ten po prostu nie powinien tam zaglądać. Internet jest tak różnorodny, że każdy znajdzie miejsce do rozmowy na odpowiadających mu warunkach.

4.

W tekście Żakowskiego pobrzmiewa niestety tęsknota za czasami, kiedy to jakaś grupa redaktorów i wydawców decydowała o tym, co można wydrukować, wyemitować i zamieścić. A teraz, o tempora! o mores!, "na większości portali każdy może napisać, co chce".

Żakowski postuluje więc wprowadzenie mechanizmów uprzedniej kontroli wszystkiego, co tworzą użytkownicy. Powinien być jakiś "szanujący się" redaktor, który będzie "pozwalać" na druk czy emisję. I to nie tylko po to, żeby usuwać wulgaryzmy, lecz po to, żeby dyskusja sięgnęła "europejskiej normy".

Pomijając praktyczną absurdalność tej propozycji (armie moderatorów czytające miliony postów) - jest to równoznaczne z postulatem wprowadzenia cenzury. Europa, którą publicysta "Polityki" wskazuje jako wzór, nie zna instytucji cenzorów pilnujących elegancji w internecie. Podobne podejście można znaleźć tylko w Chinach.

Żakowski zdaje się nie rozumieć, że dokładnie ten sam mechanizm, który pozwala jakiemuś bałwanowi zwymyślać kogoś na forum, umożliwia też - na tych samych forach - swobodną wymianę informacji i opinii.

Fora internetowe, niezbyt czyste, pełne ostrych sądów i niepolitycznych wypowiedzi, są prawdziwe. To na nich właśnie trwają dyskusje, które najbardziej ludzi angażują i obchodzą.

O nowej drodze, która nie może się doczekać realizacji; o mobbingu w pracy, seksturystyce, o tym, jak żyć z depresją i jak radzić sobie z utratą najbliższych. Na forach ludzie dzielą się pasjami, pomagają w nauce i pracy, rozmawiają o miłościach i zdradach, wspierają w wychowaniu dzieci, w chorobie, w nieszczęściu, umawiają na wspólne inicjatywy.


Jeśli gdzieś buduje się społeczeństwo obywatelskie, to właśnie poprzez internetowe fora i blogi.

W "szanujących" się mediach tradycyjnych trwa inna debata. Na przykład w czwartek w TVN 24 przez godzinę wałkowano taki temat: Czy Niesiołowski obraził Kaczyńskiego? Czy Kaczyński też się obraził? I czy słowo "mały" może obrażać?

Kogo to obchodzi?

5.

Proponowane przez Żakowskiego porozumienie wielkich wydawców, które miałoby ukrócić chamstwo w sieci, świadczy wyłącznie o niezrozumieniu tego, że internet nie należy do Agory, ITI, Bauera i TP SA, a internauci to nie bydło, które można zakolczykować i ogrodzić. Nawet gdyby tacy czy inni wydawcy połączyli siły w zbiorowym seppuku, ograniczając dostęp do swych forów, internauci przepłynęliby gdzie indziej - w miejsce, którego reguły im odpowiadają.

6.

Świat nie dzieli się na ludzi przyzwoitych oraz oszołomów broniących za każdą cenę wolności wypowiedzi. Nas też internetowy syf wkurza. Trzeba z nim walczyć, ale nie poprzez cenzurę. Nie metodami z epok minionych.

Chamstwo to jeden z elementów rachunku za internet (nie największy zresztą - znacznie poważniejszym zagrożeniem jest np. utrata prywatności). Recepty, które proponuje Żakowski, są znacznie bardziej szkodliwe niż choroba, którą rzekomo chce zaleczyć.

* Michał Olszewski jest opiekunem serwisu blogów Blox.pl

** Paweł Wujec jest dyrektorem wydawniczym w portalu Gazeta.pl


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 

#3 2009-11-16 07:49:33

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

Re: O internautach i o internecie w prasie

Oszuści śledzą internautów i wysyłają niechciane reklamy

Pozbycie się szpiegowskich plików jest trudne. Przestępcy internetowi posługują się nimi, aby kraść dane zamieszczane na portalach społecznościowych. Zdobyte informacje wykorzystują do wysyłania sprofilowanych reklam.

Gromadzenie danych osobowych dla celów marketingowych bez uzyskania wcześniejszej zgody użytkownika oraz udostępnianie ich podmiotom, które wysyłają odpowiednio dobrane reklamy (tzw. reklamy behawioralne) to tylko przykłady zagrożeń czyhających na nieroztropnych internautów.

– Reklama behawioralna polega na emisji do użytkowników odpowiednio dobranych reklam, które selekcjonowane są na podstawie dotychczasowych zachowań danego internauty – tłumaczy Ewa Kurowska-Tober, radca prawny z kancelarii Linklaters.

Reklamodawcy wiedzą, co najbardziej interesuje internautów, gdyż na ich komputerach instalowane są szpiegowskie pliki cookies. Pozwalają one zapisywać informacje o zachowaniach użytkowników w sieci. Sprawdzają np., które strony są najczęściej odwiedzane. Wpływ na rodzaj wyświetlanych reklam ma też częstotliwość ich odwiedzania czy słowa kluczowe wpisywane w wyszukiwarkach.
Nie o wszystkim wiemy

Zgodnie z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną portal ma obowiązek zapewnić dostęp do aktualnej informacji o szczególnych zagrożeniach związanych z korzystaniem z usług świadczonych drogą elektroniczną. Jednym z takich zagrożeń jest instalowanie na komputerze użytkownika szpiegowskich plików cookies.

– Portale informują o używaniu cookies, a zapominają o plikach flash cookies – mówi Agata Ambroziewicz, prawnik w kancelarii Baker & McKenzie.

Tymczasem użytkownicy rzadko zdają sobie sprawę z ich istnienia. Nie wiedzą też, że takie pliki nie zostają usunięte wraz z usuwanymi cookies, a ich zadaniem może być ponowne zainstalowanie bez wiedzy użytkownika wcześniej usuniętych plików szpiegujących.
Przede wszystkim ostrożność

Decydując się na ujawnienie danych w internecie, warto sprawdzić politykę bezpieczeństwa portalu oraz zapoznać się z jego regulaminem.

– Portale nie mają prawa bez naszej zgody tworzyć nam profili osobowościowych i wykorzystywać ich w celu przesyłania nam sprofilowanych reklam – mówi Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.

W przypadku bezprawnego przetwarzania naszych danych możemy zwrócić się do portalu o ich usunięcie oraz żądać udzielenia informacji o tym, w jaki sposób je zebrano oraz komu udostępniono. Portal ma 30 dni na pisemną odpowiedź.

200 milionów użytkowników korzysta obecnie z portalu Facebook

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2009-11-16


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 

#4 2009-12-22 08:00:40

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

Re: O internautach i o internecie w prasie

Michał Wybieralski, Michał Kopiński
2009-12-21

- Pewnie w różnych urzędach są ludzie, którzy robią podobne rzeczy - mówi prezydent Ryszard Grobelny o swoim urzędniku Macieju Milewiczu, który przez kilka lat obrażał na forach internetowych polityków i dziennikarzy. Milewicz dostał tylko naganę. Nadal będzie też prowadził na UAM zajęcia z public relations.
W weekendowy wydaniu "Gazety" napisaliśmy o Macieju Milewiczu z biura prasowego Urzędu Miasta. W godzinach pracy ma zajmować się kształtowaniem pozytywnego wizerunku Poznania. Po powrocie do domu urzędnik od kilku lat działał jak internetowy troll. Tak nazywa się internautów, którzy obrażają na forach inne osoby i napędzają emocje, dyskutując sami ze sobą pod różnymi nickami.

Milewicz przyznał się do wpisów na forum Gazeta.pl pod nickami "weneryt" i "trotyl18". "Leniwa Marysia" - pisał o Marii Pasło-Wiśniewskiej, kiedy posłanka PO walczyła o fotel prezydenta Poznania z Ryszardem Grobelnym. "Panie Kaczmarek, przecież pan jest fajtłapą życiowym" - to o europośle PO Filipie Kaczmarku, który rozważa start w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w Poznaniu. "Dwa barany" - o dziennikarzach "Gazety", autorach krytycznego tekstu o festiwalu Rock in Rio. Przez lata uzbierały się dziesiątki takich wpisów.
Wczoraj Maciej Milewicz przyszedł na wigilię dla dziennikarzy zorganizowaną przez Urząd Miasta. - Byłem głupi, jest mi wstyd, przepraszam wszystkich, których obraziłem - mówi. - Wyślę listy z przeprosinami do wszystkich osób, o których pisałem - dodaje. Co o działalności swojego urzędnika sądzi prezydent Ryszard Grobelny? - Byłem zaskoczony, nie znałem Macieja Milewicza z tej strony. Nie popieram takiego sposobu działania i wyrażania własnych poglądów, to istotny błąd - mówi prezydent. - Ale pewnie w różnych urzędach są ludzie, którzy robią podobne rzeczy. Cała sprawa pokazuje, że w internecie nie jesteśmy anonimowi i powinniśmy powściągnąć nasz język, dyskutować, ale nie obrażać - dodaje Grobelny.

Prezydent ustalił karę dla Macieja Milewicza i zlecił jej wymierzenie swojej rzeczniczce Annie Szpytko. To właśnie Szpytko jest jego bezpośrednią przełożoną. - Maciej został ukarany pisemną naganą - mówi Szpytko. - Dużo o tym rozmawialiśmy. Myślę, że taka kara wystarczy. Maciej bardzo przeżywa całą sytuację, to będzie dla niego nauczka na całe życie. Nadal będzie pracował w biurze prasowym, jeśli dziennikarze, których obraził, mu wybaczą - dodaje.

Szczególnie łaskawe dla Milewicza są władze Instytutu Socjologii UAM, gdzie urzędnik pisze doktorat i prowadzi zajęcia ze studentami. Uczy ich public relations. - Dobrze oceniam pana Milewicza jako doktoranta i prowadzącego zajęcia. Podobnego zdania są jego studenci - mówi prof. Rafał Drozdowski, szef Instytutu Socjologii UAM. - Na moim podwórku nic złego nie zrobił. Jako jego szef nie widzę podstaw, żeby poddać go restrykcjom - dodaje.

- Ten urzędnik powinien zostać zwolniony dyscyplinarnie, a prezydent Grobelny powinien osobiście przeprosić za swojego urzędnika każdą obrażoną osobę - uważa z kolei Sebastian Drobczyński, specjalista od marketingu politycznego z Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa.

Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 

#5 2010-01-31 23:04:15

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

Re: O internautach i o internecie w prasie

29 stycznia 2010  - OSnews.pl

“Internauci” spotkali się z Prezydentem

Dziś o godzinie 13:00 w Kancelarii Prezydenta Minister Stasiak spotkał się z “przedstawicielami Internetu”, w tym z organizatorami akcji “Stop cenzurze” oraz inicjatorami listów do Premiera w tej samej sprawie.

Relację ze spotkania zamieścił już w swoim serwisie VaGla. Czytamy w niej m.in.:

"Szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak oraz Roman Wilkoszewski, doradca ds. mediów w Kancelarii Prezydenta RP, przysłuchiwali się dziś uwagom zaproszonych przez Kancelarię Prezydenta RP przedstawicieli organizacji społecznych, ekspertów oraz osób wspierających podpisany już przez ponad 70 tys osób list do Pana Prezydenta
[...]
Wszyscy praktycznie, którzy wypowiadali się dziś na spotkaniu, zwracali uwagę na problem przejrzystości procesu stanowienia prawa. Pokazano, że nawet jeśli kontrowersyjny (delikatnie mówiąc) projekt trafi do kosza, to i tak nie możemy być pewni, że ktoś nie postanowi tylnymi drzwiami forsować jakichś innych, równie nie przemyślanych, a przede wszystkim nie konsultowanych społecznie, rozwiązań."

Po spotkaniu dyskutantów przepytało Polskie Radio — skróty wypowiedzi posłuchać możecie na stronie z artykułem “Premier chce cenzury”. Internauci u prezydenta.

A już w przyszłym tygodniu odbyć ma się kolejne spotkanie, tym razem u premiera Tuska. Na prośbę KPRM [url=http://www.zapytajpremiera.pl/]zorganizuje je Maciek Budzich.[/url/

Aktualizacja: Zapis audio z dzisiejszego spotkania w Kancelarii Prezydenta przygotowany przez Jarosława Lipszyca.

Więcej informacji: http://www.polskieradio.pl/wiadomosci/sw...34477.html


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 

#6 2010-02-05 10:18:13

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

Re: O internautach i o internecie w prasie

Debata Donalda Tuska z internautami ws. projektu ustawy o rejestrze stron niedozwolonych dzisiaj o godzinie 14. Każdy będzie mógł zadać pytanie premierowi.
Transmisja on-line będzie dostępna na następujących serwisach:

KPRM

Onet.pl

Lookr.tv


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 

#7 2010-02-05 10:24:07

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

Re: O internautach i o internecie w prasie


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 

#8 2010-02-19 00:47:50

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

Re: O internautach i o internecie w prasie

Rodowicz idzie na wojnę z internautami

http://bi.gazeta.pl/im/1/7379/z7379611X.jpg
KAPIF.PL/KAPIF

Maryla Rodowicz zapisze się w historii naszej popkultury nie tylko "Małgośką". Jest też pierwszą polską gwiazdą, którą wytoczyła wojnę internautom. I póki co wygrywa!
Jak donosi "Rewia", Rodowicz kilka lat temu przeczytała na jednym z serwisów internetowych niepochlebne komentarze na swój temat. Poprosiła właściciela serwisu o ujawnienie IP komputerów tych, z których ją obrażano. Adresy IP można ujawniać tylko na prośbę policji. Maryla poszła więc do sądu i... sędzia nakazał ujawnienie IP komputerów:

Następnym razem, zanim napiszą o innych bzdury, zastanowią się dwa razy - mówi Maryla.

To przełom w walce z chamstwem jaki szerzy się w sieci. Internauci czują się anonimowi, a co za tym idzie pozwalają sobie na niewybredne opinie na temat gwiazd. Nie trzeba szukać daleko. Oto kilka ostatnich komentarzy:

No a Gąsowski niestety jest gruby i paskudny - o aktorze Piotrze Gąsowskim.

Wspolczuje panu Cezaremu,ze takie brzydactwo wzial byl sobie za zone. Skad ten kocmoluch nauczyl sie "luksusu"?Z akademika czy u mamy w bloku? - o Edycie Zając.

dalibyscie spokoj z lansowaniem tego wielkouchego szczura! - O Joannie Osydzie.


Jeżeli Maryla doprowadzi do ukarania internautów, to możemy być pewni, że w ślad za nią pójdą inne gwiazdy.

gazeta.pl


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 

#9 2010-02-19 00:51:47

 Aska

Administrator

15591522
Zarejestrowany: 2007-10-14
Płeć: K

Re: O internautach i o internecie w prasie

Rodowicz walczy z internautami, bo: "Pisali, że oddałam dziecko"

Wczoraj pisaliśmy o przełomie w internecie, który zainicjowała sama Maryla Rodowicz. Przeczytaj koniecznie - Rodowicz idzie na wojnę z internautami. Artykuł wzbudził w was duże emocje. Maryla Rodowicz mówi Plotkowi, że nie chodzi o przykre komentarze, a o podawanie nieprawdy.
Ludzie zawsze będą komentować, bo jest wolność słowa i mają do tego prawo. Ja sama często z komentarzy w internecie się śmieje, bo są zabawne. Ja protestuję przeciwko PODAWANIU NIEPRAWDZIWYCH INFORMACJI.
Maryla Rodowicz opowiada, że chodzi o dawne wpisy na jednym z serwisów. Wynikało z nich, że artystka oddała niepełnosprawne dziecko do przytułku. A to nieprawda.
Pisanie takich rzeczy jest poniżej jakiegokolwiek poziomu. Plotek także mówi NIE.

Mrock


http://www.madzik.pl/linie/pookline.gif


"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...


Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi

Offline

 
..::Myśleć to, co prawdziwe, czuć to, co piękne i kochać, co dobre - w tym cel rozumnego życia::...
--> -->
Free counters!

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
hale stalowe częstochowa implanty łódź psycholog rybnik wellness w Ciechocinku