Chcesz zarejestrować się? - Zgłoś chęć udziału w wątku „Do administratora Od administratora”
Gość
Jacek Kaczmarski - Sumienie i historia
Nieprzeliczeni ślą ubodzy duchem
Nieśmiałe modły spod nawału danin.
Snów grzechy upychają pod poduchę.
Sumienia - w depozycie na plebanii.
To z nich się biorą tryumfalni kaprale -
Względności prawd sumienni dociekacze -
Wszelkich nowinek najemcy karni
Przenoszą słowa nad granicę znaczeń
Sumienia - prosto z pralni do kawiarni.
To z nich się biorą tryumfalni kaprale -
Ci kryształowi tak że przezroczyści
Oślepiający gdy już błysną światu -
W łańcuchy zasad zakuwają myśli
Sumienia - w sejfach na szyfry dogmatów.
To z nich się biorą tryumfalni kaprale -
To z nich się biorą tryumfalni kaprale -
Gorliwie podli bezwstydnie potworni.
Z rozbitych luster sumień usypują szpaler.
Którym w buciorach włażą do historii.
Do prostego czlowieka- Tuwim
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić "historyczną racją",
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab - kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
- O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z pannami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
"Bujać - to my, panowie szlachta!"
"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...
Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi
Offline
Gość
Wojciech Młynarski - Polska miłość
Nie umie błądzić gdzieś we mgle,
z obłoków tu nie spadła, nie
na pięknych słowach nie zna się polska miłość,
zlecone prace musi brać,
nocą koszule twoje prać
rano po bułki w sklepie stać, polska miłość,
potem jest senna w środku dnia,
na imię zaś czasami ma
tak właśnie jak dziewczyna ta... Jak jej było?
Nie lubi się rozczulać zbyt,
gra czasem w towarzyski flirt,
czasem do wojska pisze list polska miłość.
Bywa, że kuchennymi schodami
z dzieckiem ucieknie do mamy,
znienawidzi, na śmierć się pokłóci,
z pazurami do oczu się rzuci,
czasem straci ostatnią nadzieję,
fotografię twą podrze i sklei,
będzie włóczyć się po adwokatach,
czyjeś wiersze odnajdzie po latach...
Czasem podbite oko ma,
na pamięć kodeks karny zna,
przez życie się łokciami pcha polska miłość,
na delegacje jeździ het,
potem się nie rozlicza z diet,
by zaoszczędzić kilka zet, polska miłość,
lecz czasem nie zna słowa "dość",
szczęściem zachłyśnie się na złość
i wciąż wspominasz coś, to coś, co w niej było.,
Umie przebaczać, umie drwić,
pod płotem spać, na wiarę żyć,
na dworcu piwo z tobą pić, polska miłość.
Tylko czemu, gdy właśnie jest taka,
to w piosenkach swych wciąż musi płakać,
a gdy patrzą, źle gra wielką damę,
a gdy mówi o sobie, to kłamie,
czemu twierdzi, że ciągle ma czas,
sprawdza raz, drugi raz, trzeci raz!
Co by prawdę jej mówić szkodziło?
Ech, ta miłość... polska miłość...
Gość
Ewa Willaume-Pielka - W Polnej Galerii
Cudna łąka - nic nie dodam
obraz wzruszył mnie widokiem
utrwalonym w myśli, w słowach
bardzo pięknych oraz wzniosłych
w każdej porze dnia i nocy
które pachną stale wiosną.
Na cóż moje? - skoro dźwięki
łąka niesie wraz z przesłaniem
w bratkach hojnie tu utkanych
przynoszących wprost omdlenie
pod powieki pełne marzeń.
Jestem stale, jak w letargu
w cieniu wiosny i jesieni
zachwycona blaskiem zorzy
oraz szeptem, co się zmienił
chociaż ona wciąż ta sama.
Wolno idę... stale idę....
zadumana.
20 V.2009
Supliki
Na pożarcie białym skałom
rzućcie inoje kości białe
niech swym prochem, swoim miałem
w żebuo muszli wniknę cała
przyjmę nowe imię
znamię
Fissurella
Diodora
Nerita Peloronta Pyramidclla
amin
Nim odpomną mnie anieli
złożę biel swą w muszli bieli
niechże skrzydeł mi udzieli
Pholadidae cyrtopleura*
Panopea glycymeris
Zrzeknę swego się imienia
dostąpię przeistoczenia
amin amin amin
VII 98 --- U.Kozioł.
"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...
Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi
Offline
* * *
dajesz mi różę
dajesz stówo za słowem
dajesz mi różę zaklętą w kamień w biały amonit
to co jest między tobą a mną
odległość
to co jest między tobą a mną
trwożny łopot
to co jest między tobą a mną
przeczucie
przeistoczenie
dajesz mi do myślenia
jakbyś chciał przebłagać chwalbą
nieunikniony bieg rzeczy
bo już między tobą a mną
zarysowuje się galopująca pustka
zdyszany bieg
powrót do niebytu
prosto w czeluść bez dna
i bez echa
U. Kozioł
"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...
Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi
Offline
Na początku -- Dylan Thomas
Na początku była gwiazda trójramienna,
Poprzez twarz pustą jeden uśmiech światła;
Rósł konar kości w powietrznych korzeniach,
Spulchniona masa, szpik pierwszego słońca;
Niebo i piekło na obwodzie świata
Biegły, splątane w szyfr płonący.
Na początku blady podpis się narodził,
Jak uśmiech, gwiezdny i trójsylabowy;
Potem powstały ślady stóp na wodzie,
Twarz w księżycowym groszu odciśnięta;
Na pierwszej chmurze nakreśliła słowo
Krew z krzyża i kielichów świętych.
Na początku powstał ogień, który wzbierał,
Aż wzniecił pożar klimatów od iskry
Z trojgiem czerwonych oczu, jak kwiat szczerej;
Życie chlusnęło z mórz wzburzonych; w dole
Z ziemi i skały, spod korzeni wyschłych
Przebijał się tajemny olej.
Na początku było słowo, słowo, które
Z litych podwalin światła wydobyło
Napisy próżni głuchej i ponurej;
Z chmurnych podwalin tchu wytrysnął pierwszy
Głos, co tłumaczył sercu, w górę bijąc,
Symbole narodzin i śmierci.
Na początku mózg był w dwu tajnych półkulach.
Spawany myślą, w swych komórkach zastygł,
Nim słońce smolny rozszczepiło pułap;
Nim się zatrzęsły żyły w sicie kości,
Bryznęła krew, by rzucić na wiatr jasny
Skryty w żebrach zasiew miłości.
"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...
Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi
Offline
Gość
Jaki śliczny zachód rozwarł swe ramiona
cisza wielobarwna woła z dali do nas
ptak jakoby duszek szamocze w wiklinie
potem coś szeleści, aż w końcu umilknie.
Dźwięk za dźwiękiem płynie i pieśń serca tworzy
arię Do Elizy wplata w ciernie Róży
słone krople strąca w półotwarte dłonie
płomień namiętności w złocistej koronie.
Czy Ona rozumie, co w swych słowach chowa
rozplącze swe włosy, kiedy szepniesz … kocham
nie czekaj za długo, zamknie drzwi za chwilę
dzień, co słowa zamknie razem z pamiętnikiem.
Czy zdążysz uchwycić znikający promień
podaruj Jej różę, sercem swoim powiedz
uchwyć mocno dłonie, zanim dzionek minie
i walca rozpocznie Noc na cienkiej linie.
Ostatnio edytowany przez Alutka52 (2009-07-05 05:21:07)
"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...
Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi
Offline
Gość
Jacek Kaczmarski - Panna
Po stokroć będziesz bezczeszczona,
Spadnie na Ciebie obelg grad.
Własna oczerni Cię obrona,
Nigdy nie przebrniesz Morza Zdrad.
Pojawią się krzywoprzysięzcy
Źli, że podlejsi są niż Ty.
Założą Ci na dłonie więzy,
Ramiona schłoszczą Ci do krwi.
Wystawią Cię na pośmiewisko,
Sami się z Ciebie będą śmiać.
Dowód bezsiły - jest to wszystko,
Znęca się - kto się boi bać.
Lecz nie myśl, że Cię to wywyższa,
Niejeden znacznie więcej zniósł.
Siła męczeństwa bywa pyszna,
Żąda Weronik, cudów, chust.
Gotowa bądź na grób zbiorowy,
Ułomną pamięć, blady ślad.
W lawinie nieszczęść ginie słowo ;
Jeszcze najmniejsza to ze strat.
Staraj się wierna być ruinom
I nadpalonych kartek strzeż.
Jeżeli one gdzieś zaginą
Zaginie wszystko, o czym wiesz.
Pójdziesz w szeregu równych sobie
Nie mając wpływu na swój los.
Nic nie jest Twoje. Płonie ogień,
W którym ulotnisz się jak włos.
Imieniem twoim gębę wytrze
Złoczyńca, łajdak, żołdak, kat.
Rzekną, żeś praprzyczyną zniszczeń
Jakich przez wieki zaznał świat.
Bezbronny Byk przy Twoim boku
Pomoże kłamstwa z dumą znieść.
Bliźnięta mają Cię na oku
I Strzelec czyha na twą cześć.
Pozostań ufna, lecz ostrożna,
Przebiegłym nie ułatwiaj gry.
Nie będzie mniej żarłoczny pożar,
Jeśli w nim pierwsza spłoniesz Ty.
Drobiazgi niepotrzebne ratuj,
Kiedyś je dziecku swemu dasz.
Przydadzą się przyszłemu światu,
Gdy go stratuje Wielki Marsz.
Jeśli istnieje coś takiego,
Co złe otuchą syci sny -
To wbrew, pomimo i dlatego
Nadzieją taką jesteś Ty ...
Gość
Oscar Wilde - La bella donna della mia mente
Płomienny żar me członki trawi,
Me stopy ciężki mozół rani,
Śpiew na mych ustach się nie zjawi,
Wciąż tylko wzywam mojej Pani.
Śpiewaj, skowronku, o mej drogiej
I ty, czeczotko, coraz słodziej
Wypełniaj pieśnią krasne głogi,
Moja jedyna tędy chodzi.
Dla jej uroków nie ma słowa,
Ponad miar serce jej zachwyca,
Zali tak piękna jest królowa
Lub fala w mgławych mżach księże
We włosy liście mirtu wplata -
Zielone mirty w złocie włosów!
Lśni - ż taki cud na schyłku lata
W zieleni traw, śród żółtych kłosów ?
Jej warga drobna, co się nurza
Raczej w całunkach, niźli snadnie
Krzyczy z boleści, drży jak róża,
Gdy na nią deszcz wieczorny padnie.
Szyja mej lubej tak się bieli,
Jak w słońcu kwiat koniczyn słodki;
Mniej dźwięczny bije czar z gardzieli
Tej rozśpiewanej w krzach czeczotki.
Usta - granatu dwie połowy,
Co odsłoniły pestek białość;
Żar lic jej sino - purpurowy,
Jak brzoskwiń wonna jest dojrzałość.
O, bliźnie ręce ! Jasne ciało,
Na ból stworzone i kochanie !
Kwiecie samotne, co zostało,
By deszcz w nie bił na smutnym łanie.
Przełożył:Jan Kasprowicz
WIECZNIE SAMOTNI
Wiecznie samotni!... Pośród tłumu ludzi,
gdy serce nasze wstrząśnie ich sercami,
gdy dusza nasza ich dusze obudzi
i tłum ten cały koło nas się toczy,
dłoń wyciągając ku nam, wznosząc oczy:
jesteśmy sami.
Wiecznie samotni!... Gdy w najbliższym kole
twarze gorzkimi zraszają się łzami,
wspólne pragnienie zaświeci na czole
albo wybuchną ludzie szczerym śmiechem:
my, łzom i szczęściu wtórujący echem,
jesteśmy sami.
Wiecznie samotni!... Nawet w takiej chwili,
gdyśmy spleceni wzajem ramionami
z kobietą dusze i ciała złączyli,
gdy z nią przeniknąć pragniemy się wzajem,
jej serce bierzem i jej serce dajem:
jesteśmy sami.
Wiecznie samotni, wiecznie szukający
z wiecznej nadziei wiecznymi złudami,
pełni tęsknoty gorzkiej i palącej,
błądzim po świecie, dziwne, obce cienie -
wreszcie ostatnie wydając westchnienie
jesteśmy sami.
(K.Przerwa-Tetmajer)
"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...
Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi
Offline
Czemu ty, słońce, świecisz
i budzisz życie?...
Czemu ty, wielka wodo,
budzisz tęsknotę?...
Czemu ty, wietrze górski,
smutkiem przepełniasz?...
Czemu się dwoje ludzi
spotyka z sobą?...
Czemu się serca z sobą
uściskiem wiążą?...
Czemu się smutek rzeką
na ludzi toczy?...
(K.Przerwa-Tetmajer)
"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...
Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi
Offline
Parodia życie
Żyjemy często, jako te smutne jelenie
urodzone i w puszczy wyrosłe za młodu,
które - stworzone wielkie przebiegać przestrzenie -
zamknięto do zwierzyńca, w trzy morgi ogrodu.
Mogą w biegu korzystać z sił swoich zapasu,
mają drzewa i wodę w potoku do picia,
żyją całkiem jak w puszczy - na trzech morgach lasu - -
zabija je smutek tej parodii życia.
(K.Przerwa-Tetmajer)
"Żyj! - krzyknęła nadzieja
... bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie ...
Prawdziwy przyjaciel to ten, który mnie zna i nadal lubi
Offline